Ostatnie dni w Benalmadena, 13-14 maja 2017
W sobotę, czyli nasz ostatni dzień w Hiszpanii, postanowiliśmy w końcu trochę poplażować. Pogoda była jak najbardziej sprzyjająca, więc ruszyliśmy nad morze. Wynajęliśmy sobie leżaki, żeby Adaś i mama mieli gdzie leżeć, a Gabrysia z tatą poszli budować zamki z piasku. Pan, który wypożyczał leżaki, oferował też (już za darmo) zabawki plażowe dla dzieci, więc była pełnia szczęścia. Adaś trochę leżał zadowolony i machał nóżkami, a trochę niestety marudził z głodu i niemożności zaśnięcia (jakiś kiepski dzień chyba), tak więc po 3 godzinach zwinęliśmy się i wróciliśmy się przebrać do hotelu. Obiad tego dnia jedliśmy dosyć późno, bo dopiero ok 15, ale znowu trafiliśmy na pyszne rybki 🙂 Późnym popołudniem wróciliśmy jeszcze na chwilę na plażę, ale po godzinie nas wywiało. Wieczorem po raz kolejny były tańce na mini disco, a potem pokaz flamenco, który Gabrysia bardzo chciała zobaczyć. Było to już po 21.30, ale skoro cały dzień o tym mówiła, to postanowiliśmy zostać. Wynikowo Gabrysia była bardziej zainteresowana rzucaniem balonem z kolegą z dyskoteki, no ale trudno. Nam pokaz bardzo się podobał. Tancerze zmieniali stroje do każdego tańca, czego Gabrysia nie mogła zrozumieć (mimo, że suknie tancerek bardzo się jej podobały). Kwestionowała również to, że były 2 panie i tylko 1 pan, a powinno być po równo!
Po tym jak w sobotę Gabrysia poszła spać ok 23, a Adaś zasnął ok 21.30, w niedzielę obudziliśmy się o 8! Szał! (wiem, że nikt kto nie ma dzieci, tego nie zrozumie :)) Już o 10 musieliśmy opuścić pokój, więc było dosyć mało czasu na pakowanie i śniadanie, ale jakoś daliśmy radę. Zostawiliśmy walizki w przechowalni i poszliśmy na ostatni spacer po Benalmadena. Kupiliśmy prowiant na drogę, pożegnaliśmy się z parkiem i placem zabaw i o 12 pojechaliśmy taksówką na lotnisko. Warto wspomnieć, że pan kierowca bardzie się Gabrysi podobał, bo był młody i w garniturze (w przeciwieństwie do pana, który nas wiózł pierwszego dnia – był stary i gruby :))
Lot był niestety najgorszym lotem z dzieckiem jaki przeżyliśmy do tej pory (a było ich już 62). Adaś płakał łącznie przez ponad godzinę w 3 aktach (głód, kupa, zmęczenie….) Jakoś przetrwaliśmy, ale współczuje wszystkim pasażerom, którzy mieli wątpliwą przyjemność siedzieć w pobliżu i już się boje przyszłych lotów.
Rodzeństwo na medal 🙂