Dzień 5, Świątynie i plantacja kawy, 19 września

Dzisiejszy dzień był bardzo aktywny. Zaczęliśmy wcześniej niż zwykle i wyjechaliśmy już o 9 rano. Przyjechał po nas zamówiony wcześniej kierowca. Myśleliśmy, że będzie ten co ostatnio, ale przyjechał inny z tej samej firmy. Nawet fajnie, bo można poznać nową osobę i dużo się od nie dowiedzieć. Chociaż tylko Tomek miał okazje pogadać z kierowca, bo ja po raz kolejny wysłuchiwałam śpiewów Gabrysi.

Zaczęliśmy od świątyni Holy Springs, czyli Świętego Źródła. Wierni przyjeżdżają tam, aby się umyć w świętej wodzie i złożyć ofiarę. Woda wyglądała na czysta i nawet nie miałabym nic przeciwko, żeby do niej wejść. Zwiedziliśmy świątynię, Gabrysia biegała po schodach i chciała znowu oglądać rybki w stawie. I doskonaliła swoje nowe hobby, czyli skakania z wszystkiego co się da. Wdrapuje się na każdy schodek, tylko po to, żeby z niego zaskoczyć.

Wychodząc ze świątyni poszliśmy grzecznie za znakiem „exit”, co było raczej błędem, bo prowadziło przez labirynt straganów, gdzie każdy próbował coś nam sprzedać. Wiec radzę wyjść ta sama droga, co się weszło. Myślę, że nikt nie zwróci uwagi, a uniknie się nachalnych sprzedawców.

Aha, wcześniej już wspomniałam, że należy mieć sarong, jeżeli chce się wejść do świątyni na Bali. My już mieliśmy swoje, ale tutaj akurat można było pożyczyć (za ofiara oczywiście).

IMG_9015 IMG_9020 IMG_9026 IMG_9027 IMG_9030 IMG_9041 IMG_9046

IMG_9087

IMG_9096 IMG_9108 IMG_9112 IMG_9127

Po zwiedzeniu świątyni, udaliśmy się na plantacje kawy. Kierowca zawiózł nas na jedna z plantacji produkujących organiczna kawę balijska oraz kawę Luwak – Satria. Na plantacji rosną również kakaowce oraz rożne przyprawy. Pokazano nam proces palenia, mielenia i wyrobu kawy. Wszystko odbywa się ręcznie i na miejscu. Ich produkcja jest tak mała, ze wszystko sprzedają turystom na miejscu. Poza tym zobaczyliśmy słynne luwaki, czyli kotowate zwierzątka, które pomagają w produkcji słynnej kawy. Mianowicie zwierzątka te zjadają ziarna kawy, które po wydaleniu są zbierane i palone i przetwarzane dalej na kawę. I pomyśleć, ze kawa z kupy zwierzaka jest jedna z najdroższych kaw na świecie.

Po zwiększeniu przyszła kolej na próbowanie zarówno kilku rodzajów kawy jak i czekolady na gorąco i pysznej herbaty (ryżowej, z trawą cytrynowa, imbirowej itd). Gabrysia chętnie wypiła tą z trawy cytrynowej. Zestaw 12 szklaneczek dostaliśmy „za darmo”, gdyż wstęp na plantacje i degustacja nic nie kosztują. Jedynie za filiżankę kawy Luwak trzeba zapłacić 50000 Rp. Poza tym jest sklepik z kawa, herbata i przyprawami, gdzie każdy turysta zostawia chętnie kwotę, która spokojnie pokrywa koszty zwiedzania i degustacji 🙂 Paczka zwykłej balijskiej kawy kosztuje 40000 Rp, natomiast kawy Luwak 500000 Rp. Ciekawe co z tego maja same luwaki? Tomek pokusił się o degustacje tej kawy i mówi, że smakowała jak kawa z kakao i absolutnie nie jest niczym nadzwyczajnym, a już na pewno nie wartym swojej ceny. I całe szczęście.

IMG_9153 IMG_9165 IMG_9148 IMG_9169 IMG_9177

Po napojeniu się kawą i herbatą ruszyliśmy w dalsza drogę. Gabcia na szczęście zasnęła, więc kwestie jej drzemki mieliśmy z głowy. Po drodze do naszego kolejnego punktu wycieczki Świątyni Matki Besakih mijaliśmy mała świątynie, w której akurat odbywały się ważne uroczystości, więc Tomek pobiegł robić zdjęcia.

Ponieważ pora była wybitnie obiadowa, kierowca zawiózł nas do restauracji z fantastycznym widokiem na pola ryżowe i wulkan Batur (który był za mgła niestety). Szkoda, że na fantastycznym widoku się skończyło. Jedzenie było kiepskie i przypominało nam knajpy z Kenii z wielkim bufetem drogiego i bardzo przeciętnego jedzenia. Tomek uważa, ze najlepsze tam było piwo. Takie jak wszędzie 🙂 No ale nie zawsze można zjeść tanio i dobrze.

IMG_9240 IMG_9245 IMG_9255

Po obiedzie przyszła pora na zwiedzanie słynnej Świątyni Matki Besakih, czyli najważniejszej hinduistycznej świątynie na Bali. Świątynia składa się z wielu małych świętych położonych na zboczu góry Agung. Warto tez wspomnieć, ze w 1963 roku wybuch pobliskiego wulkanu Batur ominął świątynie dosłownie na metry przez co uczynił ja jeszcze bardziej święta.

Kierowca zawiózł nas prawie pod sama świątynie kupując po drodze bilety dla nas (do te pory nie wiemy czy obowiązkowe). Powiedział nam też, że mamy nie brać przewodnika i że mamy bronić się komentarzem, że już tam byliśmy wcześniej. No to powodzenia… Ruszyliśmy ubrani w sarongi do wejścia. A tam wszyscy coś od nas chcieli. Może coś do jedzenia, picia, wpis do księgi, no i przewodnicy. A my się bronimy ostro, że nie trzeba. Przy wejściu do głównego kompleksu powiedzieli nam, ze dalej bez „stróża świątyni” nie wejdziemy. Czy to prawda, bóg jeden raczy wiedzieć. W każdym razie zdecydowaliśmy się wziąć przewodnika, a raczej zapłacić za święty spokój. Po twardych negocjacjach stanęło na 5 USD (skończyły się nam rupie chwilowo). Facet niewiele nam pokazał, mówił dosyć niezrozumiale i biegł jak najszybciej przed siebie, tak, że ja z Gabcią ledwo nadążałyśmy po tych dziesiątkach schodów. Bo cała świątynia Besakih leży jak już wspomniałam na zboczu góry i cały czas się chodzi po schodach. Nasz przewodnik zaproponował nam modlitwę (z której ciężko się było wymigać), która oczywiście kończyła się kolejna ofiarą (Tomek rzucił jakieś ostatnie drobne ku niezadowoleniu stróża) i poszliśmy dalej. Aha, w ramach modlitwy jeden z pilnujących świątyni pokropił nasze głowy święta woda. Kiedy przyszła kolej Gabrysi, ta rozpłakała się na pól świątyni. Całe zwiedzanie trwało w sumie krótko (nawet za krótko jak dla mnie), a to za sprawa stróża, któremu ewidentnie spieszyło się do następnych naiwnych turystów.

Na szczęście udało się nam nie wydać więcej kasy na ofiary itd i wróciliśmy do samochodu. Sama świątynia jest na prawdę piękna i warta zobaczenia, ale ten cały cyrk dookoła jest bardzo wkurzający.

IMG_9279 IMG_9288

IMG_9290 IMG_9294 IMG_9311 IMG_9312 IMG_9315 IMG_9353

IMG_9358 IMG_9366

W drodze powrotnej do hotelu zatrzymaliśmy się ze 2 razy, aby podziwiać widok na wulkan i jezioro Batur. Gabcia zaprzyjaźniła się z naszym kierowca i nawet pozwoliła się mu wziąć na ręce. Jechaliśmy do hotelu przez bardziej wiejska cześć Bali z polami ryżowymi, gajami mandarynkowymi i małymi wioskami. W jednej z nich utknęliśmy z powodu procesji pogrzebowej, w której oczywiście brała udział cała wioska. Ludzie ubrani w sarongi i czarne koszulki szli wesoło albo jechali na motorach. Zapytałam więc naszego kierowcę czemu ludzie nie są smutni, a on nam wytłumaczył, ze przecież śmierć to coś pozytywnego, bo zaczyna się lepsza (duchowa) cześć naszego życia. W sumie w chrześcijaństwie tez wierzymy, ze niebo jest czymś lepszym, ale jakoś nikt się nie cieszy na pogrzebie…. Może my po prostu za mało wierzymy?

IMG_9393 IMG_9395 IMG_9410 IMG_9417

Po powiecie do hotelu był czas na kolację w pobliskiej knajpce z pokazem tradycyjnego tańca. Gabcia znowu wpadła w panikę kiedy pierwszy raz zobaczyła przebranych tancerzy, ale potem już zafascynowana oglądała pokaz.

IMG_9444 IMG_9454 IMG_9469

Info praktyczne:

bilet do Holy Springs Temple 15000 Rp

bilety do Besakih 35000 Rp (za 2 osoby) + 5 USD dla przewodnika, ale nikt nie wie co jest na prawdę obowiązkowe…

Możesz również polubić…

Leave a Reply