Siedem miejsc, które warto zobaczyć na południu Gran Canarii

Gran Canaria, a szczególnie jej południowa część kojarzona jest głównie z plażami. My jednak postanowiliśmy sprawdzić, co wyspa ma do zaoferowania jeżeli oddalimy się trochę od popularnych kurortów. Dlaczego?
Po pierwsze jakoś nie jesteśmy wielkimi fanami plażowania, szczególnie jeżeli mamy tylko tydzień urlopu. Po prostu szkoda nam czasu na lenistwo 🙂 Co innego podczas 2-3 tygodniowych wakacji, wtedy spokojnie możemy kilka dni leżeć bez wyrzutów sumienia. Ale żeby nie było aż tak ekstremalnie, przyznamy, że spędziłam z Adasiem pół dnia na plaży, a kilka popołudni spędziliśmy przy hotelowym basenie.
Po drugie chcieliśmy samym sobie udowodnić, że Wyspy Kanaryjskie nie są takie straszne, jak myśleliśmy (tzn że mają do zaoferowania znacznie więcej niż plażowanie) i tutaj absolutnie się nie zawiedliśmy. Moglibyśmy jeszcze spokojnie spędzić tydzień na GC i mielibyśmy co robić.
A po trzecie, no cóż, obecna sytuacja z pandemią nie zachęca do przebywania w zatłoczonych miejscach. A tam, gdzie my jeździliśmy było zazwyczaj pusto 🙂
To co? Zaczynamy nasz mini przewodnik po południowej Gran Canarii?

Wydmy w Maspalomas
Dunas des Maspalomas to rezerwat przyrody o powierzchni ponad 400 ha położony na południowym wybrzeżu Gran Canarii. Jeżeli nigdy nie byliśmy na pustyni, to właśnie tutaj możemy doświadczyć jej w miniaturze. Po wizycie w Omanie, Gabrysia i Adaś często pytali kiedy znowu pojedziemy na pustynię, więc wizyta na wielkich wydmach była dla nich super atrakcją. Mogli wspinać się na wydmy, a potem kulać w dół 🙂 Nam udało się przejść przez wydmy i dotrzeć na plażę we wschodniej części rezerwatu. Warto wiedzieć, że jest tam bardzo wietrznie i jest to dobra miejscówka dla wszystkich fanów kitesurfingu 🙂
Na zachodnim krańcu wydm znajduje się Faro de Maspalomas, czyli Latarnia Morska, ale nam niestety nie udało się do niej dotrzeć.

Puerto de Mogán
To niewielka miejscowość portowa na południowo-zachodnim wybrzeżu wyspy. To ostatnia miejscowość, do której dociera autostrada, dalej już tylko górskie drogi. Z powodu kanałów łączących port z mariną jachtową, zwana „Małą Wenecją” (wg mnie trochę przesadzona ta nazwa). Wszystkie budynki w porcie są wybudowane w tym samym stylu: białe i z charakterystycznymi kolorowymi (żółtymi, czerwonymi lub niebieskimi) akcentami. Idealne miejsce na popołudniowy spacer, bądź urlop w spokojniejszej miejscowości.


Barranco de Fataga
Czyli Wąwóz Fataga, który zaczyna się na północ od Maspalomas i ciągnie się kilometrami wgłąb wyspy. My wybraliśmy się tam na popołudniową wycieczkę, która zakończyła się kolacją w niewielkiej urokliwej miejscowości Fataga. Po drodze zatrzymaliśmy się w obowiązkowym punkcie widokowym Degollada de La Yegua, z którego można podziwiać zarówno panoramę wąwozu, zwanego Kanaryjskim Wielkim Kanionem, jak i na widoczne z oddali Maspalomas oraz ocean. Kilka kilometrów dalej znajduje się plantacja aloesu Finca Canaria Aloe Vera. My zatrzymaliśmy się tylko w sklepie z lokalnymi wyrobami, ale można tam również zorganizować dłuższe zwiedzanie z przewodnikiem. Jadąc dalej wzdłuż wąwozu, minęliśmy miasteczko Fataga i wjechaliśmy na kolejny punkt widokowy Fataga Mirador. Gdyby nie późna godzina pojechalibyśmy dalej do winnicy Bodega Las Tirajanas (ale niestety zamykają o godz. 16). Tak więc po sesji zdjęciowej z widokiem, wróciliśmy serpentynami do Fatagi i udaliśmy się na krotki spacer wąskimi uliczkami miasteczka. Kolacje planowaliśmy zjeść w El Labrador lub El Albaricoque (obie restauracje z wysokimi ocenami), ale niestety były zamknięte 🙁 Wynikowo musieliśmy zadowolić się Grill Fataga, który właściwie okazał się lepszy niż myśleliśmy. Nie chcę wiedzieć, ile alkoholu było w mojej sangrii, ale na pewno nie był to lekki drink 🙂

Widok z Degollada de La Yegua
Plantacja aloesu
Fataga

Salinas Tenefé
To miejsce, gdzie produkuje się sól morską. Chcieliśmy je zwiedzić w drodze powrotnej z jednej z naszych wypraw na północ wyspy, ale niestety było zamknięte. Udało nam się tylko przemknąć bokiem i zrobić kilka zdjęć. Ale na pewno warto się tam wybrać i dowiedzieć trochę o produkcji soli.

Los Palmitos Park
Przyznaję, że nie mieliśmy w planie odwiedzania żadnego rodzaju parków atrakcji lub zoo. Marzyła mi się wyprawa na ocean w poszukiwaniu delfinów, ale niestety ze względu na covid wiele rejsów było odwołanych i nie udało nam się znaleźć nic w pasującym nam terminie. Adaś cały tydzień mówił, że chce oglądać zwierzątka, więc ostatniego dnia daliśmy dzieciom wybór: plaża albo Palmitos Park. Decyzja była dosyć szybka 🙂 Tomek co prawda z nami nie pojechał. Wolał biegać maraton po górach…
Park jest przepięknie położony w Barranco de los Palmitos pośród palm i kaktusów. W Parku możemy spotkać wiele gatunków ptaków, głównie papugi, flamingi, tukany, pawie, marabuty i ptaki drapieżne. Oprócz tego są węże, żółwie, krokodyle, małpki, jest motylarnia (ale nie widzieliśmy zbyt wielu motyli), akwarium oraz delfiny. I z powodu tych delfinów ja osobiście nie byłam przekonana do wycieczki do Palmitos Park, ale radość dzieci była niesamowita. Adaś pierwszy raz w życiu brał udział w pokazie i był po prostu zachwycony.
Bilety do Parku nie są tanie, bo bilet dla dorosłych to koszt 30 €, dzieci 5-10 lat 21 €, dzieci 3-4 lata 11 €. Sa to ceny biletów kupowanych przez internet, na miejscu w kasie jest drożnej o kilka €. Warto zaznaczyć, że mimo, że byliśmy w parku w sobotę, to było tam na prawdę niewiele odwiedzających. Próbowałam liczyć publiczność na pokazie delfinów i wyszło mi ok 80 osób. Zakładam, że byli to prawie wszyscy obecni w Parku w tym czasie. Tak więc problemu z utrzymaniem dystansu do innych absolutnie nie było.

Widok na Park z areny, na której odbywają się pokazy ptaków

El Salobre Horse Riding
Na koniec coś bardzo nietypowego, czyli przejażdżka na koniu po kanaryjskich bezdrożach. Jak być może wiecie, Gabrysia od 2 lat jeździ konno i jest totalnie zakochana w koniach. Więc przy okazji jej urodzin pomyśleliśmy, że fajnie by było, gdyby miała możliwość przejażdżki na koniu również w innym miejscu niż stadnina u nas w Szwecji. Wykupiliśmy więc 2-godzinną wycieczkę w El Salobre dla Gabrysi i Tomka. Właściciele szkoły jeździeckiej twierdzą, że jeździć z nimi może każdy, bo mają konie przystosowane nawet do całkiem początkujących. Można podobno jechać razem z małym dzieckiem na jednym koniu, a samodzielnie dopiero o 7 czy 8 roku życia i tylko pod warunkiem, że ma się doświadczenie. Gabrysia jeździć umie, więc dostała oczywiście własnego konia.
Czy był to dobry pomysł i doświadczenie? Niestety mamy mieszane uczucia, bo Gabrysia z konia spadła podczas galopu (tak wiem, że to się zdarza, u nas też spada i podobno trzeba zaliczyć sto upadków, żeby zostać jeźdźcem). Jednak w nowym, całkiem innym, bo kamienistym terenie, na nieznanym koniu, galop okazał się trochę inny niż na błotnistej trawie Skanii. Upadek na szczęście nie był bardzo bolesny i skończyło się na małych zadrapaniach, ale jednak…
Niemniej, pierwsza część przejażdżki (przed upadkiem) była na pewno fajnym doświadczeniem dla Gabrysi. Zapewne dla osób, które jeżdżą konno, tego typu atrakcja będzie ciekawym urozmaiceniem od innych aktywności. Teren i przyroda na pewno dodają uroku tejże atrakcji.

Plaże
Tak, jak już pisałam, mimo tego, że Wyspy Kanaryjskie kojarzą się głównie z plażowaniem, my zbyt wielu plaż nie odwiedziliśmy. Plaża, przy której mieszkaliśmy, czyli Playa de Amadores na pewno jest warta polecenia. Turystyczna, ale nie ma przy niej zbyt wielu hoteli, więc na pewno jest spokojniejsza niż jej sąsiadka, czyli Playa de Puerto Rico. Na tej drugiej byliśmy tylko wieczorem, ale to wystarczy żeby się przekonać jak bardzo jest turystyczna i jaki tłum musi na niej być w sezonie. Obie te plaże leżą w zatokach i nie są otwarte na ocean, przez co nie ma tam fal, a woda się szybciej nagrzewa. Za 2 leżaki i parasol na Playa de Amadores zaplacilam 12€. Poza tym byliśmy przez chwilę na plaży w Maspalomas gdzieś pomiędzy Playa del Ingles i El Veril. W przeciwieństwie do tych dwóch pierwszych, ta plaża jest otwarta na ocean i bardzo tam wieje. Do tego jest praktycznie dzika i oddalona od wszelkiej infrastruktury (co ma swoje plusy i minusy oczywiście).

Playa de Amadores

Długo zastanawiałam się, czy pisać o tym gdzie jeść, ale doszłam do wniosku, że mimo, że jedliśmy całkiem dobrze, to żadne miejsce nie powaliło nas jakoś wybitnie. Obecnie i tak jest problem, bo część restauracji jest zamknięta i niestety nie można ufać informacjom z google.

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Anna pisze:

    https://www.google.com/amp/s/natemat.pl/amp/279853,delfinarium-czyli-miejsce-w-ktorym-zwierzeta-cierpia-i-sa-torturowane
    Ale co z tego, skoro „dzieci były zachwycone”. Brawo. Dodatkowe za promowanie takich miejsc.

    • Daria pisze:

      Ja nie promuje takich miejsc, tylko dziele się naszymi podróżami. Jeżeli kogoś nie interesuje, to co opisuje, to może zamknąć stronę i znaleźć inny blog. Zapewne artykułów dotyczących Gran Canarii jest do wyboru do koloru dla każdego.
      Bardzo mi przykro, że to jedyne co uznałaś za warte skomentowania na moim blogu, w którego powstawanie wkładam dużo czasu i serca.
      Pozdrawiam

Leave a Reply