Toledo, 28 lutego 2016

W niedzielę Gabrysia była w całkiem w dobrym humorze, gorączki nie miała, więc postanowiliśmy pojechać do Toledo. Mieliśmy tam w planie przejechać się dookoła miasta autobusem turystycznym, żeby nie było zbyt dużo chodzenia (okres podróżowania bez wózka z dzieckiem, które nie bardzo chce chodzić wymaga niestety rozwiązań, których nie rozważalibyśmy raczej w innych okolicznościach).

Zaparkowaliśmy zaraz przy wjeździe do miasta na darmowym (!) parkingu, bo wydawało nam się, że być może stamtąd odjeżdża autobus (informacje w internecie nie były zbyt jasne). Niestety okazało się, że musimy iść na plac Zocodover, który jest jednym z głównych punktów miasta, a to oznaczało wspinaczkę pod górę. Centrum Toledo leży na dość wysokim wzgórzu otoczonym z trzech stron malowniczą doliną rzeki Tagus. Ruchome schody prowadzące na wzgórze odkryliśmy dopiero w połowie drogi… Gdy dotarliśmy na plac Zocodover udaliśmy się do informacji turystycznej po mapę, a następnie kupiliśmy bilety na autobus, który miał odjeżdżać za 5 min (a jeździł raz na godzinę). Wszystko super, gdyby nie to, że miejsce odjazdu autobusu zostało określone przez pana jako 'na szczycie wzgórza/ulicy’. Biegliśmy z Gabrysią na rękach szukać przystanku, a tam żadnych znaków, kompletnie nic. W końcu udało nam się wypatrzeć autobus i wsiąść do niego. Ale kosztowało nas to sporo biegania pod górkę i nerwów. Kupiliśmy bilety z opcją hop on – hop off, co okazało się całkowicie zbyteczne, jeżeli wsiada się właśnie na tym przystanku, gdyż w pozostałych miejscach nie bardzo jest po co wysiadać (chyba, że jest piękna pogoda i ma się ochotę na spacer wzdłuż rzeki). Trasa autobusu prowadzi dookoła starego miasta piękną widokową drogą, z której można podziwiać panoramę Toledo i dolinę rzeki. Szkoda tylko, że pogoda nie bardzo sprzyjała siedzeniu na dachu autobusu. Wysłałyśmy tam tylko Tomka, żeby robił zdjęcia, a my z Gabrysią siedziałyśmy na 'parterze’. Na przystanku Mirador Valle, czyli w punkcie widokowym na dolinę, autobus zatrzymuje się na dłużej i jest dosyć czasu, aby wyjść i zrobić sobie zdjęcia. Przejechanie całej trasy zajęło nam godzinę i przyszedł czas na spacer po mieście i obiad.

Do tej pory wiedziałam, że w Hiszpanii restauracje otwiera się na kolacje późno ok 20-20.30, ale że zjedzenie lanczu przed 13.30 może być wyzwaniem jeszcze nie wiedziałam. Aż do wizyty w Toledo. Owszem, na głównym placu w najbardziej turystycznych (omijanych przez nas szerokim łukiem) knajpkach można zjeść cały dzień, ale jeżeli chcemy znaleźć coś 'lepszego’ to trzeba się dostosować do hiszpańskich standardów. Po dłuższych poszukiwaniach trafiliśmy do La Cave, gdzie serwują pyszne tapas (były znowu krokiety z grzybami, ser z sosem miodowym i tuńczyk). Niestety Gabrysia znowu pogardziła jedzeniem i wybrała patatas. Kelner proponował, że zrobią Gabrysi małą tortille (omleta), ale nic z tego 🙁

Po lanczu postanowiliśmy pospacerować jeszcze uroczymi uliczkami Toledo. Chcieliśmy wejść do Katedry, ale 8€ za wstęp skutecznie nas zniechęciło. Dotarliśmy do jednego z punktów widokowych na dolinę rzeki i znaleźliśmy mały park z placem zabaw. Gabrysia nareszcie zadowolona mogła się pohuśtać i zjechać na zjeżdżalni. Drogę do samochodu przebyła w większości na ramionach taty, bo już słabe nóżki odmawiały posłuszeństwa. Zasnęła dopiero, kiedy dojeżdżaliśmy do Madrytu, więc postanowiliśmy kontynuować zwiedzanie miasta z samochodu 🙂

 

Info praktyczne:

Autostrada na odcinku Madryt – Toledo jest bezpłatna

Bilety na autobus turystyczny w Toledo: 9€ (hop on – hop off) i 5,50€ bez wysiadania, dzieci do lat 3 za darmo (pan popatrzył na Gabrysię i uznał, że ona nie potrzebuje biletu), od 4 do 12 lat pół ceny.

 

_MG_3121 _MG_3157 _MG_3168 _MG_3185 _MG_3197 _MG_3209 _MG_3261 _MG_3306

Możesz również polubić…

Leave a Reply