Phnom Penh, 11 listopada 2018

Do stolicy Kambodży, Phnom Penh, dotarliśmy po godz 18 w sobotę. Korki były okropne o tej porze i przebijanie się przez miasto trwało wieki. Kiedy w końcu dotarliśmy do naszego hotelu OK Butique Hotel, rzuciliśmy tylko walizki i poszliśmy na szybką kolację. Późnym wieczorem Emilka i Tomek poszli jeszcze na spacer nad rzekę na nocny rynek. Tomek podobno był zaczepiany przez nieletnie prostytutki, więc od razu miał zderzenie ze smutną rzeczywistością dziecięcej prostytucji w Kambodży 🙁

W niedzielę rano ruszyliśmy na zwiedzanie Pałacu Królewskiego. Mimo wczesnej godziny upał był nieziemski, więc zwiedzanie poszło nam szybko. Głównie szukaliśmy cienia. A sam Pałac w porównaniu do Pałacu w Bangkoku robi słabe wrażenie. Tzn są piękne budynki ze złoceniami, idealnie przystrzyżone krzewy w ogrodzie, ale jakoś tak skromnie jednak i bez zachwytu.

Po zwiedzeniu Pałacu, rozdzieliliśmy się. Tatusiowie z dziećmi poszli na pobliski plac zabaw, a potem do hotelu na basen, a Emilka i ja złapaliśmy tuk tuka i pojechałyśmy do Tuol Sleng.

Tuol Sleng to szkoła,  w której w czasach reżimu Czerwonych Khmerów było jedno z najokropniejszych więzień jakie można sobie wyobrazić. Miejsce robi bardzo mocne wrażenie i nie jest to dla każdego, ale uważam, że warto je odwiedzić , żeby mieć świadomość historii kraju, który odwiedzamy oraz ogólnie tego, do czego ludzie są zdolni. Warto zwiedzać z audioguidem albo z przewodnikiem, chociaż ilość informacji i historii, które usłyszałyśmy była tak wielka i straszna, że nie dałyśmy rady wysłuchać wszystkiego do końca. Tuol Sleng leży w samym centrum miasta, dookoła miasto tętni życiem i trudno sobie wyobrazić, że pośrodku tego było miejsce tortur i mordów. Oprócz Tuol Sleng można się też wybrać za miasto na Pola Śmierci, ale dla nas wystarczyło zwiedzenie muzeum. Chciałyśmy jednak wrócić do dzieci i naszego relatywnie bezpiecznego życia.

Popołudniu pojechaliśmy jeszcze we czwórkę do świątyni Wat Phom, ale po Tajlandii chyba już żadna świątynia buddyjska nie zrobi na nas wrażenia.

O 17 spotkaliśmy się na nadbrzeżu Mekongu z resztą ekipy i wsiedliśmy na statek OK Light Boat na dwugodzinny rejs z kolacją. Pomyśleliśmy, że będzie to fajne zakończenie naszych wspólnych dwóch tygodni w Kambodży. Początkowo jednak rejs zapowiadał się lekką katastrofą, bo dzieci marudziły, że nudno, potem, że jedzenie nie takie jak by chcieli (mieliśmy wykupiony pakiet z kolacją i nie wiedzieliśmy co dostaniemy, a faktycznie jedzenie było raczej mało dzieciowe. Wynikowo wykłóciłam się o dodatkowe nudle dla dzieci), potem zaczęli biegać jak szaleni i był strach, że Adaś spadnie ze schodów. No powiedzmy, że pierwsza godzina była średnia. Potem na szczęście przyszedł czas na pokaz fajerwerków. I dzieciaki przepadły. Wszyscy stali jak zaczarowani i wpatrywali się w niebo rozbłyskające kolorami przez ok pół godziny. W międzyczasie zaśpiewaliśmy Adasiowi „100 lat” i zdmuchnęliśmy świeczkę wbitą w talerz z owocami. Adaś był zachwycony, a wieczór uratowany.

Info praktyczne:

Phnom Penh to niezbyt ciekawe miasto. Koszmarny ruch uliczny, brud, śmieci, brak chodników. Praktycznie nie da się poruszać pieszo, przejście na drugą stronę ulicy graniczy z cudem. Tuk tuki i samochody stoją w korkach, najszybciej można się poruszać chyba skuterem, ale nie mamy pojęcia jak wygląda możliwość wypożyczenia dla turystów. Na lotnisko jechaliśmy 1,5 godz (15 km). Horror. Na pewno nie jest to miejsce, do którego chcielibyśmy wrócić, ani zostać w nim dłużej. W sumie w jeden dzień udało nam się zobaczyć to co najważniejsze w mieście.

Hotel, w którym mieszkaliśmy (OK Butique Hotel) był bardzo fajny. Dobra lokalizacja, przestronne i wygodne pokoje, smaczne śniadanie na ostatnim piętrze z widokiem na miasto.

Ceny:

Pałac Królewski 10$ za osobę. Dzieci za darmo.

Tuol Sleng 8$ za osobę z audioguidem

Wat Phnom 1$ za osobę. Dzieci za darmo.

Rejs statkiem z kolacją 25$ za osobę, Gabrysia pól ceny, Adaś był za darmo.

 

Możesz również polubić…

Leave a Reply