Nakhal, Wadi Mistal, Wakan Village, 21 października 2019

Plan na ten dzień był dosyć ambitny, ale nie wszystko, a właściwie prawie nic nie poszło według planu. Muszę przyznać, że rzadko się to zdarza podczas moich planowanych przez wiele miesięcy wakacji, ale ty razem daliśmy się zaskoczyć. Nie oznacza to, że dzień się nie udał. Ale po kolei 🙂

Dzień zaczęliśmy w Nakhal Hot Springs, zwanych inaczej Athawarah Springs. Są to gorące źródła położone niedaleko od Fortu w Nakhal. Miejsce nie rzuca się w oczy, wygląda właściwie jak zwykły górski strumień. Ale woda faktycznie jest zaskakująco ciepła i nie przynosi ukojenia w gorący dzień. Chodzenie po dnie strumyka jest średnim pomysłem, bo jest bardzo ślisko. Dobrze, że dzieci miały buty do wody (chociaż Adaś i tak wylądował pupą w wodzie). Najlepiej usiąść przy brzegu w cieniu, zamoczyć stopy i poczekać aż małe rybki zrobią nam predicure. Strasznie to łaskocze! Nie zabawiliśmy tam jednak zbyt długo, gdyż planów na cały dzień było więcej.

Pojechaliśmy do centrum Nakhal z chęcią zwiedzenia tutejszego fortu. Ale niestety okazało się, że fort jest w remoncie i wg robotników ma być otwarty ponownie za 3 tygodnie… Fort nie ma własnej strony internetowej, więc o jakiekolwiek informacje trudno. Musieliśmy się więc zadowolić spacerem wokół fortu oraz burgerami w pobliskim coffe shopie.

Jeszcze niczym nie zrażeni ruszyliśmy w stronę Wadi Mistal z nadzieją na kąpiel w jeziorku lub rzeczce. Nie wiem dlaczego, ale nie doczytałam, że akurat to Wadi jest całkiem suche… Po prostu założyłam, że jak wszędzie jest woda, z reszta google maps pokazuje tam spore jezioro. Którego nie ma…. Jechaliśmy tak więc przez wyschnięte Wadi zastanawiając się co dalej robić. Dzieci na szczęście spały, a nam udało się spotkać 2 pierwsze wielbłądy przy drodze. Kiedy zatrzymaliśmy samochód, żeby przedyskutować naszą sytuację, zaczepił nas jakiś lokalny Omańczyk i zaprosił do siebie do domu na kawę i słodycze oraz zaproponował, że nas zawiezie swoim autem 4×4 w góry do Wakan Village. Wiedziałam, że naszym autem nie mamy szans tam pojechać, więc postanowiliśmy skorzystać z okazji. Wiedzieliśmy oczywiście, że nic za darmo, ale to nie było dla nas problemem. Do czasu… ale o tym później. Gdy podjechaliśmy pod dom pana, którego imienia niestety nie pamiętamy (ale miał syna Muhammeda!), dzieci były średnio przekonane do naszego pomysłu i trochę nam zajęło zanim zasieliśmy na dywanie w pokoju omańskiego domu. Oczywiście dostaliśmy nie tylko kawę, ale również obiad (mimo, że nie byliśmy kompletnie głodni), owoce (dzieci się ucieszyły) i obowiązkowe daktyle. Kiedy talerze były puste, zapakowaliśmy się do auta naszego pana i pojechaliśmy w góry do wioski Wakan. Droga szutrowa, bardzo stroma. Bałabym się tam sama jechać, ale lokale sprawiają wrażenie jakby jechali zwykłą autostradą… Samochód zostawiliśmy u stóp wioski i ruszyliśmy spacerem w górę pomiędzy domami, faladżem, daktylowcami oraz świeżo zaoranymi polami uprawnymi. Jakże odmienny zielony krajobraz. Do tego temperatura też w górach jest o kilka stopni niższa, więc mieliśmy bardzo przyjemny spacer. Pan nawet zaoferował się nieść Adasia część trasy, a ten nie miał nic przeciwko 😊

Średnia niespodzianka czekała nas na koniec, bo kiedy przyszło do płacenia, pan nas oczywiście zapewniał, że “no money no problem”, ale 30 OMR to za mało i musieliśmy się pożegnać z 50 (nie mieliśmy nic drobniejszego). Tak czy tak, będziemy mieć co wspominać, bo jednak nie codziennie zostajemy zgarnięci z drogi i zaproszeni do kogoś do domu 😊

Możesz również polubić…

Leave a Reply