Jabal Shams, 24 października 2019

Wycieczkę w góry z przewodnikiem mieliśmy zamówioną już od dawna. Już na wiosnę znalazłam bloga OmanTripper i Aliego, który bardzo mi pomógł udzielając wielu rad przed wyjazdem. I to właśnie on zorganizował nam przewodnika, który swoim autem zawiózł nas w góry. Abdulqadira spotkaliśmy w miejscowości Al Hamra. Zostawiliśmy tam nasz samochód i zaraz ruszyliśmy w kierunku Jabal Shams, czyli Góry Słońca – najwyższego szczytu Omanu. Dojazd na górę zajął nam ok 1 godziny. Trasa jest przepiękna widokowo, ale na pewno nie do zrobienia zwykłym samochodem. Napęd na 4 koła obowiązkowy. Po sesji zdjęciowej na szczycie Wielkiego Kanionu, ruszyliśmy w miejsce, gdzie rozpoczyna się szlak zwany Balcony Walk. Jest to trasa prowadząca brzegiem kanionu i wg różnych źródeł jej przejście to 3-5 godzin. My chcieliśmy jedynie zakosztować górskiej wyprawy i przeszliśmy tylko początkowy kawałek trasy. Gabrysia radziła sobie świetnie, ale Adaś się bardzo buntował w nosidle u taty na plecach. Chciał iść sam, a to absolutnie nie jest trasa dla 3 latka. Skończyło się tym, że zasnął u mnie na plecach… no nie powiem, że noszenie 16 kg dziecka jest przyjemne. Nawet w dobrym nosidle. W każdym razie widoki na Jabal Shams są fantastyczne, nie bez powodu jest on porównywany do Grand Canion w USA. Szkoda, że nie mogliśmy przejść całej trasy, ale jesteśmy zadowoleni z tego co udało się nam zrobić.

Po zjechaniu z gór, mieliśmy zaplanowany obiad w domu u naszego przewodnika. Jako, że akurat Al Hamra była po drodze, zabraliśmy nasze auto i ruszyliśmy za Abdulqadirem do Misfat Al Abryeen, czyli jego rodzinnej wioski. Wioska ta słynie ze starego miasta oraz faladży, które nawadniają pola uprawne w wiosce. Jest bardzo zielona, co jest miłą odmianą dla oka w tak pustynnym krajobrazie.

Obiad na szczęście okazał się sukcesem, jedzenie było smaczne i nawet nasze dzieci zajadały zadowolone. Adaś zdążył się zaprzyjaźnić z córkami przewodnika i chciał zostać u niego w domu. Wcale nie wydawał się zdziwiony jak powiedzieliśmy mu “papa” i wyszliśmy…. Kiedy w końcu udało się nam wyjść, pojechaliśmy zwiedzić stare miasto. To oczywiście głównie ruiny, ale bardzo urokliwe. Spacer wzdłuż faladży i palm też był miłą odmianą na koniec dnia.

Wieczorem znaleźliśmy nareszcie jakieś fajne jedzenie. W Nizwie, zaraz obok targu kóz, jest rybna knajpka Marsa Alsaiyaad, gdzie na początek trzeba iść i wybrać sobie rybkę, którą chcemy, aby nam przygotowano. Oczywiście nie mamy pojęcia co wybraliśmy, ale rybka z grilla pierwsza klasa. I krewetki też. Dzieci niestety nie podzieliły naszego zdania i zadowoliły się frytkami i sałatką.

Info praktyczne: za 4 godzinną wycieczkę z Abdulqadirem zapłaciliśmy 60 OMR ( + 5 OMR za obiad za osobę dorosłą).

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. FUKO pisze:

    Jak patrzy się na takie zdjęcia, to człowiek natychmiast chce się pakować i wyruszać w podróż 🙂 Pozdrawiamy!

Leave a Reply