Plażowanie nad jeziorem i popołudnie w Chiusa, 17 sierpnia 2016

W środę nadszedł czas opuścić nasz hotel w Tignale i ruszyć na północ do Tyrolu Południowego. Tomek jeszcze przed śniadaniem poszedł na dwugodzinny jedenastokilometrowy bieg po górach (600 metrów do góry, na szczyt Cima Piemp), a my się pakowałyśmy. Bardzo niedaleko naszego hotelu znajduje się Santuario di Montecastello, które postanowiliśmy odwiedzić po drodze. Sanktuarium znajduje się na bardzo stromym wzgórzu i dojście tam możne zająć sporo czasu. My wjechaliśmy autem, bo z Gabrysią i moim brzuchem nie mieliśmy szans inaczej. Stamtąd można podziwiać piękny widok na jezioro.

W planach mieliśmy się zatrzymać na plaży w Limone, ale było pełno ludzi plus pełne parkingi, więc pojechaliśmy dalej na północ szukając kolejnych plaż (a nie jest ich zbyt wiele na zachodnim wybrzeżu Gardy). Wynikowo dotarliśmy aż na północne wybrzeże jeziora i trafiliśmy na całkiem spokojną i niezatłoczoną plażę w Lido Arco pomiędzy Riva del Garda a Torbole.

Plaża była całkiem ładna, ale kamienista oczywiście. Woda w jeziorze raczej zimna, ale Tomek i Gabrysia dzielnie się kąpali, a przy okazji Gabrysia odkryła istnienie kawałków szkiełek oszlifowanych przez wodę i postanowiła, że musi znaleźć jak najwięcej. Po kąpieli ja i Gabrysia zjadłyśmy lancz (Tomek nie był głodny po 5 talerzach śniadania) i ok 15 pojechaliśmy dalej na północ.

Późnym popołudniem zatrzymaliśmy się w Chiusa i poszliśmy na spacer. Udało nam się znaleźć plac zabaw dla Gabrysi, ale niestety zabawa nie trwała zbyt długo, gdyż  Gabrysię użądliła osa. Dobrze, że po drodze widziałam aptekę, bo natychmiast do niej pobiegliśmy po coś do smarowania, bo paluszek puchł 🙁 Po tej przygodzie Gabrysia już nie chciała się bawić na placu zabaw, a poza tym nadszedł czas kolacji. Znaleźliśmy całkiem fajną kanapkę z tyrolskim jedzeniem i nakarmiliśmy Gabrysię knedlami oraz makaronem.

Do domu przyjaciół Tomka: Andreasa i Magdaleny w Sciaves (niedaleko Bressanone) dotarliśmy ok 20.