Isola del Garda, Gardone Riviera, 16 sierpnia 2016

Wycieczkę na Isola del Garda, czyli małą wyspę położoną blisko zachodniego wybrzeża jeziora na wysokości Salò, zaplanowaliśmy jeszcze przed wyjazdem. Bilety zarezerwowaliśmy przez internet, bo tak najłatwiej. Wyspa jest własnością prywatną, więc nie ma możliwości samodzielnego jej zobaczenia, jedynie podczas zorganizowanej wycieczki.

Statek, a raczej duża motorówka odpływała z Gardone Riviera już o 9.35 co było dla nas nie lada wyzwaniem, szczególnie, że dojazd tam zajął nam więcej niż planowaliśmy (ok 40 min z Tignale). Auto też trzeba gdzieś zaparkować, no i znaleźć miejsce skąd odpływają łódki. Na szczęście udało się zdążyć, ale nie obyło się bez nerwów.

Na wyspę płynie się ok 15 min, co dla osób z chorobą morską może być problematyczne, bo muszę przyznać, że trzęsie. Nikt z nas na szczęście nie ma takich dolegliwości, chociaż ja czułam się dosyć niekomfortowo. Po dotarciu na wyspę trzeba było kupić bilety (27€ dorośli, dzieci do lat 4 za darmo, 5-12 lat 16€, jeżeli płynie się z drugiego końca jeziora jest drożej), a następnie zostaliśmy podzieleni na grupy językowe. Do wyboru angielski, niemiecki i włoski. A że było dużo francuzów, udało się zorganizować grupę również dla nich. Jeżeli nie władamy żadnym z powyższych języków, to niestety pozostaje nam przyłączyć się do którejkolwiek grupy i skupić się tylko na widokach.

Przewodniczka sporo opowiada o historii wyspy i jej kolejnych właścicielach. Jako, że Tomek zazwyczaj robi zdjęcia, a ja próbuję przekonać Gabrysię do dalszego maszerowania, niewiele udaje się nam zapamiętać, ale trudno. Ważne, że udało nam się zobaczyć piękne ogrody na wyspie, jak i niewielką część willi, która góruje nad wyspą. Dla gości udostępniona jest sala jadalna oraz pokój muzyczny. W pomieszczeniach tych organizowane są również kameralne koncerty oraz inne prywatne imprezy. Wnętrze willi bardzo się podobało Gabrysi, bo w sali jadalnej były malutkie filiżanki oraz krzesełka dla dzieci, a w pokoju muzycznym stare zabawki oraz instrumenty.

Po zwiedzeniu wnętrza willi, wszyscy zostaliśmy poczęstowani napojami (wino, woda, sok) oraz przekąskami (ser, oliwki, lokalna oliwa itp). To się Gabrysi oczywiście najbardziej podobało i zajadała się oliwkami z krakersami i bardzo nie chciała opuszczać tarasu, gdzie mieliśmy przerwę. Na koniec był jeszcze spacer po drugie wyspie, która tak na prawdę jest sztucznie stworzonym ogrodem przylegającym do głównej wyspy. Trzeba tylko przejść po małym mostku i już. Podczas spaceru Gabrysia zapoznała się z kilkoma turystkami z Polski, których nie chciała już opuszczać i była wielce zawiedziona, gdy okazało się, że musimy wsiąść na inną łódź.

Generalnie po mega turystycznym Sirmione, Isola del Garda zaskoczyła nas bardzo pozytywnie. Owczem, trzeba iść z przewodnikiem, ale grupy są małe, a wyspa na prawdę urocza i zapewnia piękne widoki na jezioro i okolicę.

Całość zwiedzania trwała 2 godziny, tak więc dopłynęliśmy do portu w Gardone Riviera po 12. Planowaliśmy tam się trochę przespacerować oraz zjeść obiad. Spacer okazał się bardzo krótki, bo promenada skończyła się zaledwie po kilku minutach, a pobliska uliczka ze sklepami była jeszcze krótsza. Tak więc Gabrysia kolejny dzień z rzędu zjadła pizzę i ruszyliśmy z powrotem do hotelu. Początkowo planowaliśmy znaleźć jakąś plażę nad jeziorem, ale jednak 35 stopni o godzinienie 13.30 nie wydawało się najlepszym momentem na plażowanie. Tak więc zrobiliśmy tylko małe zakupy, a po powrocie do hotelu poszliśmy na lody u nas w Tignale.

Potem jeszcze udało się Gabrysi i Tomkowi wskoczyć do basenu zanim burza przegoniła nas do pokoju. Niektórzy z nas po krótkim czasie stwierdzili, że deszcz im nie straszny i poszli na spacer do sklepu oraz grali w szachy 🙂

image

image

image

Możesz również polubić…

Leave a Reply