Oman – info praktyczne

Pieniądze

Walutą w Omanie jest Rial Omański. W październiku 2019 jego przybliżona wartość to 1 OMR = 10 PLN, 26 SEK, 2,4 EUR. Chyba pierwszy raz wyjechaliśmy na wakacje totalnie bez gotówki. W Szwecji ciężko dostać riale, a nie chcieliśmy kupować dolarów i płacić podwójnie za przewalutowanie. Zdecydowaliśmy się wybierać gotówkę w bankomatach i płacić kartą wszędzie, gdzie się da. Specjalnie na te wakacje zaopatrzyliśmy się w kartę Revolut, którą płaciliśmy za hotele itd. Karta ta ma limit na wypłaty z bankomatu (jedynie 250 eur), więc szybko zaczęliśmy używać też karty z banku Norwegian (nie wiem czy jest dostępna w Polsce), która jest prawie tak korzystna przy wypłatach zagranicznych co Revolut.
Za hotele, w supermarketach oraz restauracjach w Maskacie, bez problemu płaciliśmy kartą, ale już w campie na pustyni, czy wszystkich coffe shopach obowiązywała jedynie gotówka, więc bez niej ani rusz w Omanie.

Wizy

Każdy wjeżdżający do Omanu zobowiązany jest posiadać ważną wizę. Obecnie nie istnieje już możliwość kupna wizy na granicy, trzeba się w nią zaopatrzyć wcześniej przez internet (na stronie Royal Oman Police). Wiza jednorazowego wjazdu na 10 dni to koszt 5 OMR, a 30 dniowa kosztuje 20 OMR. Wiza upoważnia nas do wjazdu do Omanu w ciągu 30 dni od daty jej wystawienia, czyli należny ja wyrobić raczej na ostatnią chwilę. Do wyrobienia wizy będzie nam potrzebna kopia paszportu (musi być ważny min 6 miesięcy) oraz aktualne zdjęcie. Zdjęciem się nie przejmujcie, my zrobiliśmy sami telefonem, tak jak rok temu do kambodżańskich wiz. Wizy dostaliśmy w ciągu 24 godz od aplikacji, więc to chyba czysta formalność 🙂

Noclegi

Jak zawsze zamawialiśmy ze sporym wyprzedzeniem w większości przez booking.com. Wyjątkiem było mieszkanie w Maskacie, które znaleźliśmy przez Air B&B oraz nocleg w Ras al Jinz, który zamówiłam bezpośrednio przez ich stronę.

W Maskacie mieszkaliśmy w dzielnicy Qurum, blisko parku. Link do mieszkania znajdziecie TU. Wszystko było tak jak w opisie, jedynie byłam troszkę zaskoczona, ze pan, który wręczał nam klucze (znajomy właściciela) nie bardzo miał czas bądz ochotę wszystko nam wytłumaczyć, tylko bardzo się spieszył, a ja chciałam popytać o okolice itd. Blisko mieszkania była masa restauracji, więc z jedzeniem nie było problemu. Wszędzie indziej trzeba jechać autem. Jeszcze pierwszego dnia mieliśmy pomysł pójść spacerem do parku (to w końcu tylko 1 km), ale chyba po 50 m się poddaliśmy, bo tam po prostu się nie da chodzić. Nie ma chodników przy głównych drogach, a skwar pali z nieba. Do tego mało gdzie są przejścia dla pieszych, więc taka wyprawa do parku zajęłaby nam wieczność. Ale mieszkanko jak najbardziej polecamy.

W Nizwie chcieliśmy zamieszkać w czymś bardziej klimatycznym i wybraliśmy Hotel Nizwa Heritage Inn. Jest to hotel ulokowany w starych domach w centrum Nizwy. Oczywiście wszystko jest odrestaurowane, ale pokoje są super małe i skromne. 4 łóżka i tyle. Na jedna noc fajnie. Na 3 noce z 2 dziećmi – nie polecam.

Kolejną noc spędziliśmy na pustyni w Wahiba Bedouin Rustic Camp, który bardzo polecamy. Na pewno są też bardziej ekskluzywne campy, ale dla nas ten był idealny. Ogromny beduiński namiot, kilka łóżek w środku, prysznic pod gołym niebem, a do tego masa atrakcji związanych z pustynią!

Nasz najdroższy nocleg miał miejsce w rezerwacie żółwi Ras al Jinz. W cenę noclegu jest co prawda wliczone wieczorne i poranne oglądanie żółwi oraz śniadanie, ale i tak nie jest to warte swojej ceny. Tzn pokój, w którym spaliśmy był czysty i wygodny (chociaż nie odważyliśmy się położyć dzieci na górze łóżka piętrowego, bo nie było praktycznie żadnych barierek), jedzenie w restauracji bardzo smaczne (dostaliśmy kolację za darmo w ramach rekompensaty za zmiany w rezerwacji – chcieliśmy namiot rodzinny, a dostaliśmy zwykły pokój). Ale mimo wszystko to droga impreza.

O naszym ostatnim hotelu, czyli Millenium Resort Mussanah, pisałam więcej tutaj. Na kilka dni relaksu bardzo fajny, ale jeżeli ma to być baza wypadowa do zwiedzania, to trochę za daleko od wszystkiego moim zdaniem.

Transport

Do Omanu przylecieliśmy Qatar Airway z przesiadką w Doha. Na miejscu, tak jak chyba wszyscy turyści, wypożyczyliśmy samochód. Po długich naradach, zdecydowaliśmy się na wypożyczenie zwykłego auta bez napędu na 4 koła. Skorzystaliśmy z oferty lokalnej wypożyczalni Speedy Oman i jeździliśmy zwykłą Hondą City. Za 2 tygodnie zapłaciliśmy 140 OMR. Jak na nasze potrzeby była całkowicie wystarczająca. Oczywiście nie mogliśmy nią jechać w góry albo na pustynię, ale to rozwiązaliśmy inaczej. Ale jeżeli ktoś ma większy budżet (albo inne priorytety) i czuje się na tyle pewnie za kierownicą, żeby jeździć off road, to na pewno warto wziąć auto z napędem na 4 koła. Wypożyczalnie jak najbardziej polecamy – odbiór i oddanie auta działało bardzo zwinnie, tak samo kontakt (mejlowy i przez whatsapp) zarówno przed, jak i podczas wynajmu.

Transport na pustynię

Ponieważ naszą Hondą nie mieliśmy szans wjechać na wydmy, zdecydowaliśmy się zamówić transport do i z campu. Zostaliśmy odebrani w najbliższej miejscowości, czyli Bidiyah. Koszt takiego transportu to w naszym przypadku 15 OMR.

Wycieczka z przewodnikiem

Już na wiosnę czytając różne blogi podróżnicze trafiłam na OmanTripper, czyli bloga prowadzonego przez Aliego, lokalnego fana wycieczek i przyrody swojego kraju. Pomógł mi on bardzo przy organizacji trasy naszych wakacji oraz zorganizował wycieczkę z przewodnikiem do Jabal Shams. Wiem, że Ali sam jest przewodnikiem (ale tylko w weekendy, bo w tygodniu ma „zwykłą” pracę). Może też zorganizować różne wycieczki z okolic Nizwy z lokalnymi zaprzyjaźnionymi i sprawdzonymi przewodnikami. Ali bardzo dużą wagę przywiązuje do komunikacji i wysokiego standardu usług, więc możecie na niego liczyć! Nas 4 godzinna wycieczka z Abdulqadirem kosztowała 60 OMR.

Jedzenie

Musze przyznać, że była to niestety podróż bez kulinarnych zachwytów. Właściwie nie spodziewaliśmy się niczego innego przed wyjazdem, bo z tego co czytaliśmy, kuchnia omańska nie zachwyca jakoś wybitnie. Poza rybną knajpką w Nizwie (Marsa Alsaiyaad), nie mamy nic do polecenia. W Maskacie jedliśmy kilka razy w knajpkach obok naszego mieszkania (egipskie, pizza, indyjskie), ale nie było to nic wartego wycieczki specjalnie w to miejsce. Lancze jedliśmy w różnych coffe shopach. Najczęściej były to jakieś burgery, shawarmy, falafele albo po prostu kurczak z grilla z ryżem i hummusem. Zazwyczaj było smaczne, ale tak jak pisałam wcześniej, bez zachwytów.
Jedyne o czym warto wspomnieć to świeżo wyciskane soki, które są prawie wszędzie. Gdzieniegdzie wybór jest ogromny. Hitem dla dzieci był świeży sok truskawkowy wypity przy wejściu do souqu w Mutrah. Dla mnie oczywiście mango, a Tomek awokado. W Nizwie i dalej w głębi kraju zazwyczaj wybór ograniczał się do pomarańczy albo jabłka, ale zawsze były świeże i pyszne.
Drugą połowę wakacji żywiliśmy się tylko w hotelu, gdzie jedzenie było bardzo smaczne, ale niestety nie przypadło do gustu naszym dzieciom. No cóż, nie znają się 🙂

Pogoda

W Omanie generalnie zawsze jest ciepło, bardzo ciepło albo gorąco. Latem temperatury sięgają nawet 50 stopni, więc raczej nie radzę się tam wtedy wybierać (chociaż to idealny czas na oglądanie żółwi składających jaja). Podczas naszego pobytu, w drugiej połowie października, temperatury oscylowały między 33 nad morzem do nawet 38 w głębi kraju. W górach na szczęście było trochę chłodniej, chyba ok 24 stopni. Myślę, że najlepszy czas na odwiedzenie Omanu to zima, bo wtedy temperatury spadają do 30 stopni 🙂 Chociaż podobno w górach nocą można porządnie zmarznąć.

Artykuły i udogodnienia dla dzieci

W Omanie w sklepach jest wszystko. Zaopatrzenie w Carrefourze było 100 razy lepsze niż w jakimkolwiek sklepie w Szwecji 🙂 Tak więc pieluchy, mleko, słoiki, co kto chce – wybór jest ogromny, a marki znane wszystkim.
Jeżeli chodzi o udogodnienia dla dzieci, to z tym już gorzej. My już nie potrzebujemy przewijaków ani krzesełek dla maluchów, więc jakoś specjalnie nie szukałam, ale na pewno w żadnych coffe shopie nie ma takich cudów. W sumie nie byliśmy w żadnej lepszej restauracji, więc trudno powiedzieć jak to tam wygląda.
Sporym wyzwaniem może się też okazać zwiedzanie z dzieckiem, które jeszcze spędza większość czasu w wózku. My wzięliśmy jeszcze wózek dla Adasia, ale generalnie użyliśmy go tylko 2 razy w parku w Maskacie (szczególnie był przydatny pierwszego dnia, kiedy Adaś co chwilę przysypiał po nocnym locie). Po Nizwie też można chodzić z wózkiem, ale my go nie potrzebowaliśmy na takie krótkie dystanse. Natomiast z wózkiem nie zwiedzimy żadnego fortu, nie pojedziemy w góry ani do wadi (nawet do Wadi Bani Khalid, ale tam jest tylko 10 min spacerem z parkingu, więc jakoś można dziecko przenieść). Tak więc, dla maluchów nosidło jest konieczne jeżeli chcemy zobaczyć coś więcej niż centrum miasta i plażę.

Ubranie

Oman to kraj muzułmański, ale na szczęście nie bardzo restryktywny jeżeli chodzi o oczekiwania wobec turystów. Ze względu na szacunek dla ich religii i kultury oczekuje się, że kobiety będą mieć zakryte ramiona i kolana, ale nic poza tym. Oczywiście wchodząc do meczetu musimy mieć długie spodnie, długi rękaw oraz zakrytą głowę, ale poza tym nie ma większych wymagań. Pamiętajmy, że zakrywanie kolan i ramion obowiązuje również na plaży czy w wadi, co oznacza, że panie musza kapać się w koszulce i legginsach. Generalnie to dotyczy miejsc, gdzie jesteśmy otoczeni Omańczykami. W Wadi Shab byli tylko turyści, więc bez problemu wszystkie kobiety były w bikini, ale już w Wadi Bani Khalid było inaczej. Również na terenie hotelu, przy basenie możemy być w normalnym stroju kąpielowym. Mimo, że spotkaliśmy sporo Omańczyków w naszym ostatnim hotelu, żaden z nich nie spędzał czasu przy basenie czy na plaży. Sami się zastanawiamy co oni tam robili całe dnie. Zdarzyło się nam też spotkać kilka turystek ubranych całkiem nieodpowiednio (koszulki na ramiączkach i mini szorty), ale nikt nie zwracał im uwagi, a były nieraz z Omańskimi przewodnikami, co szczególnie nas dziwiło.

Zakupy

Nie jesteśmy fanami pamiątek, więc generalnie kupujemy mało rzeczy będąc na wakacjach. Czasem jakieś koszulki, miski z kokosa itd. Tym razem nie kupiliśmy nic poza… daktylami. Daktyle są praktycznie symbolem Omanu i nie można wyjechać stamtąd bez sporego zapasu. Oprócz zwykłych suszonych daktyli (jest ich chyba kilkanaście gatunków), mamy daktyle nadziewane orzechami lub migdałami, daktyle w czekoladzie, z kokosem, ze skórką pomarańczową… co wyboru do koloru. Ja się totalnie zakochałam w tych z migdałem i polewą czekoladową! Pycha!

Mamy nadzieję, że te kilka informacji pomoże Wam w zorganizowaniu wyjazdu do Omanu, a jeżeli potrzebujecie więcej, to polecam blog: vryga.pl

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. FUKO pisze:

    Spora dawka pomocnych informacji i fotorelacja, która zachęca do odwiedzenia tego miejsca. Pozdrawiamy!

  2. Marcin Janik pisze:

    W internecie znalazłem informację że nie da się wypłacić pieniędzy w Omanie z bankomatu Revolutem. Najwidoczniej się da 😀 z jakiego banku bankomatów korzystaliście? Albo może pamietasz dokładnie które bankomaty to były?

    • Daria pisze:

      Czesc Marcin, sorry za pozna odpowiedz. My w Omanie wypłacaliśmy pieniądze z bankomatu Revolutem raz, żeby się zmieścić w limicie darmowych wypłat (później używaliśmy karty Norwegian Bank dostępnej w Skandynawii). Revolutem wypłacaliśmy z bankomatu na lotnisku w Maskacie (Arrivals, zaraz blisko stoiska z kartami telefonicznymi), nie pamiętam z którego banku akurat, ale wiem ze przeszło w pierwszym próbowanym. Patrząc na wyciąg, widzę ze jednak była oplata za wypłatę ale wynosi 0,65 SEK czyli ok. 0,27 PLN wiec nic znaczącego Jakie jest twoje doświadczenie?

Leave a Reply