Chichén Itzá i cenote Xcanahultun – zwiedzanie w deszczu

Chichén Itzá, zaliczana obecnie do jednego z 7 nowych cudów świata, to punkt obowiązkowy dla każdego, kto chce zobaczyć na Jukatanie coś więcej niż plażę. To pre-kolumbijskie miasto zostało założone w IV-VI w, a opuszczone w XV wieku. Nazwa Chichén Itzá oznacza „Wrota do studni Itzá” (Itzá to nazwa ludu, który był ówcześnie u władzy). Najważniejsze budowle na terenie miasta powstały po 900 roku i są związane z kulturą Tultekow.

Najważniejsze budowle zachowane do dziś na terenie Chichén Itzá to przede wszystkim El Castillo – świątynia Kukulkana (czyli boga i władcy czterech żywiołów: ziemi, wiatru, wody oraz ognia), największe boisko do gry w pelotę, Świątynia Wojowników, czy Grupa 1000 kolumn.

Na wycieczkę do Chichén Itzá można wybrać się oczywiście mieszkając zarówno w Cancun, Tulum, Playa del Carmen, ale można również jak my spędzić kilka dodatkowych dni w pobliskim Valladolid, szczególnie, że w jego okolicy znajduje się cała masa cenote (o cenotes poniżej).

Nam zwiedzanie zajęło ok 3 godzin. Częściowo tak długo, gdyż teren Chichén Itzá jest na prawdę spory, a częściowo ze względu na pogodę, która tego dnia nie do końca chciała z nami współpracować. Ledwo przekroczyliśmy bramy, a z nieba lunął deszcz. Jak się łatwo domyślić, nie mieliśmy kurtek (z reszta przy 30 stopniach ciężko założyć kurtkę), ani parasoli. Na szczęście na terenie miasta jest sporo drzew, które całkiem dobrze chronią przed deszczem lub słońcem 🙂 Deszcz co jakiś czas przestawał padać, a my wtedy przemykaliśmy pomiędzy kolejnymi stanowiskami i podziwialiśmy świątynie, piramidy, boisko do peloty, sale kolumnowe itd. Poza tym dobrym miejscem do schowania się przed deszczem okazały się wszechobecne stragany z pamiątkami. Udało się nam nic nie kupić, ale daszki okazały się przydatne. Jeszcze kilkanaście lat temu można było wchodzić na szczyt El Castillo, ale niestety przez obecną ilość turystów, nie jest już to możliwe. Pod tym względem np Angkor Wat w Kambodży jest dużo ciekawszy. Tutaj oglądamy wszystko zza ogrodzenia i niczego nie można dotykać.

Adaś był całkiem zainteresowany zwiedzaniem i miał masę pytań. Chciał nawet, żebyśmy wzięli przewodnika. Nie ukrywamy, że jego zainteresowanie miało związek z komiksem o Tin Tinie, który odwiedzał własnie Chichén Itzá. Gabi niestety nie podzielała zainteresowania Adasia i uznała ruiny za nudne. No cóż, nie zawsze wszystkim można dogodzić.

Parking przy wjeździe jest płatny 100 MXN. Bilety, podobnie jak w Uxmal składają się z dwóch części, które należy zapłacić w osobnych okienkach: w pierwszym po 90 MXN za osobę, a w drugim 524 MXN za dorosłych (nasze dzieci były za darmo). Po terenie Chichén Itzá spokojnie dacie rade przemieszczać się z wózkiem dziecięcym.

El Castillo
Mil Columnas
El Templo de los Guerreros
Wszędzie pamiątki
Cenote sagrado de Chichén Itzá
Plataforma de Venus
Boisko do gry w pelotę
El Osario
El Caracol

Cenote Xcanahultun

Dla wyjaśnienia, cenotes to „odmiana lejów zapadliskowych charakterystyczna dla równin wapiennych Meksyku i Kuby. Leje te mają kolisty kształt i pionowe ściany i wypełnione są wodą do zwierciadła wód podziemnych”. Ze względu na niewielkie opady oraz brak rzek na półwyspie Jukatan, cenotes były głównym źródłem wody dla Majów zamieszkujących te tereny. Dlatego też miasta takie jak np Chichén Itzá budowano w okolicy cenote. Obecnie stanowią one nie lada atrakcje dla wszystkich odwiedzających Jukatan. Najwięcej cenotes jest właśnie w okolicach Valladolid oraz Tulum. Tyle, że wstęp do tych drugich jest nawet dwa razy droższy.

Przed wyjazdem zaznaczyłam sobie na mapie całkiem sporo takich cenotes, ale po konsultacji z polską przewodniczką mieszkającą w Meksyku (z którą byliśmy na wycieczce kilka dni później) zrezygnowaliśmy z tych najbardziej popularnych i pojechaliśmy do Xcanahultun. Ja planowałam odwiedzić jeszcze SAC-AUA, ale niestety się już nie udało.

Na mnie cenote zrobiła ogromne wrażenie i kąpiel w niej to była czysta przyjemność, szczególnie tak jak widzicie na zdjęciach poniżej, byliśmy tam praktycznie sami. Adasiowi też się bardzo podobało, głównie jak rybki robiły mu pedicure 🙂 Za to, ku naszemu zaskoczeniu, Gabi uznała, że głęboka woda i rybki są trochę straszne i po kilku minutach wyszła z wody. Dzieci oczywiście miały kamizelki ratunkowe, więc głębokość wody nie powinna mieć dla nich znaczenia, ale jednak…

Ze względu na późną godzinę oraz właśnie niechęć Gabi (i też nie do końca miłość Tomka do cenote) nie pojechaliśmy już do kolejnych, ale dla mnie i Adasia ta jedna była absolutnie magiczna.

Bilety wstępu: 200 MXN dorośli, 175 MXN dzieci. Przed wejściem obowiązkowo należny wziąć prysznic. Na miejscu są przebieralnie i toalety, a kamizelki wypożycza się za darmo. Za dodatkową opłatą można wypożyczyć kajaki.

Cenote XCANAHALTUN

Możesz również polubić…

Leave a Reply